„To był najdłuższy dzień rajdowy na Ładodze, a także w całej mojej karierze ? mówi Marcin Łukaszewski. Limit w jakim należało pokonać dwa odcinki specjalne miał 24 godziny. Przed startem trochę sobie z tego żartowaliśmy, ale szybko okazało się dlaczego tak było. Można użyć określenia, że była to prawdziwa wojna, ponieważ przejechanie pierwszego odcinka specjalnego, który miał 75 kilometrów zajęło nam aż 10,5 godziny! To było 10 godzin prawdziwej walki. Na dodatek mieliśmy awarię siłownika sprzęgła, który uszkodziła gałąź i naprawa zajęła około godziny. Trasa wiodła błotnistą, glinianą drogą, z ogromnymi koleinami. Nie zabrakło też zimników. Nasza średnia prędkość 7,5 km/h świetnie odzwierciedla co się tam działo. W czasie krótkiego serwisu między oesami założyliśmy tylne amortyzatory bo zamontowane wcześniej od Uaza wybuchły. Drugi odcinek nazwany „Drogą pijanego drwala” był krótszy, ale większą część jechaliśmy już po ciemku. Droga była bardzo rozryta, a na dodatek nie brakowało pułapek np: wystających pniaków. Możliwe, że na jednym z nich złapaliśmy kapcia i trzeba było zamienić koła przednie z tylnym. W sumie walczyliśmy około 15 godzin, ustanawiając nowy rekord”.