W ubiegłym roku Baję Czarne zakończyliśmy na prologu. W tym na drugim oesie. Szkoda, bo jazda sprawiała frajdę, a odcinki były świetne. Niestety, awaria skrzyni biegów wyeliminowała nas z rajdu.
Piątek rozpoczęliśmy od drugiego miejsca na prologu. Cisnęliśmy naprawdę mocno, mieliśmy nawet małą hopę na jednej z dziur. Było ciekawie, ale prawdziwy rajd rozpocząć miał się w sobotę. Przed nami były dwa odcinki i jedno założenie – dajemy z siebie wszystko.
Wystartowaliśmy dobrze, pierwsze kilometry mijały w szybkim tempie i mieliśmy naprawdę ogromną frajdę z jazdy. Trasa była dobrze przygotowana, więc cisnęliśmy – chcieliśmy odrobić straty do Mirka Zapletala. Niestety, limit pecha w Czarnem wciąż nie został przez nas wyczerpany. W ubiegłym roku auto odmówiło posłuszeństwa na prologu. Tym razem na drugim oesie.
Wchodziliśmy w dość ostry zakręt na drugim biegu i na wyjściu skrzynia zablokowała się na tym przełożeniu, odbierając nam szansę na normalną jazdę. Myśleliśmy o tym, by próbować dalej, ale jazda tylko na drugim biegu nie pozwoliłaby na zmieszczenie się w limicie czasu ukończenia odcinka. Zjechaliśmy więc z trasy i pojechaliśmy na serwis. Tam okazało się, że awaria jest na tyle poważna, że nie jesteśmy w stanie kontynuować. Musieliśmy więc odpuścić. Takie są rajdy.
Następny rajd już za dwa tygodnie. Jedziemy na Warszawskie Safari. Trzymajcie kciuki!
Fot. Łukasz Pączkowski